Forum Oficjalne Forum Polskiego Towarzystwa Juliusza Verne`a Strona Główna Oficjalne Forum Polskiego Towarzystwa Juliusza Verne`a

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Postvernowski sequel Andrew Benigera

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Oficjalne Forum Polskiego Towarzystwa Juliusza Verne`a Strona Główna -> Utwory Juliusza Verne`a
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kacper Gładych




Dołączył: 08 Lis 2006
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bytów, Rzepnica

PostWysłany: Nie 21:29, 20 Maj 2012    Temat postu: Postvernowski sequel Andrew Benigera

Witam !
Andrew Beniger napisał kontynuację Trylogii Morskiej.
Na jego prośbę zamieszczam moje wrażenia z lektury tej bardzo ciekawej powieści. pt. "Tajemnicze porwanie Glenarvanów".

Uwaga! Moja "recenzja" ujawnia szczegóły fabuły, jeśłi ktos nie czytał powieści, niech nie czyta poniższeg tekstu.

Cieszę się, że jako członek PTJV i uczestnik Drugiego Zlotu dane mi było poznać Andrew Benigera osobiście. Gdy tylko dowiedziałem się o wydaniu "Porwania", zapragnąłem szybko ją nabyć i oczywiście - przeczytać.
Bardzo przyjemnie mi się powieść czytało.
Jestem pełen podziwu dla pracy i zapału Autora. Fabuła jest bardzo interesująca, trzeba naprawdę wielkiej miłości do literatury vernowskiej, by pokusić się o napisanie dalszego ciągu jego powieści.
Andrew Beniger ma dar do przekazywania emocji.
Świenie napisał rozdział samego porwania, w któym wypadki rozgrywaja sie szybko, a jednocześnie dyskretnie przemyca Pan odczucie niepokoju Lorda o los rodziny i strach jego podwładnych, zwłaszcza Obinetta, gdy znajduje poprzewracane sprzęty i plamę krwi...

Świetnie opisane są motywy tragiczne. Urwanie ręki Paganela jest tak ułożone stylistycznie, że zaskakuje ta tragedia nie tylko uczonego i jego przyjaciół, ale właśnie czytelnika. I dzieje się tak jak w życiu, kiedy wypadek zdarza się mimochodem a dopiero po chwili orientujemy się, ze np. wjechaliśmy samochodem w słupek na parkingu, czy nie daj Boże przejechaliśmy ostrym narzędziem po ręce.

Wybuch, w któym giną inspektorzy - podobnie zaskakująco pięknie napisany. Jest tam jakby moment zamglenia, spowolnienia akcji, oglądania zza szyby, w zwolnionym tempie, kiedy wiemy już że jest za późno, ale jeszcze nie jest za późno... To taka filmowa scena – głos zostaje stłumiony jakby w butelce, obraz -slow motion, słowo "nieeeee...." wypowiadane przez usta bohatera wydłuża się w nieskończoność.... i nagle widzimy wybuch przy kompletnie cichej ścieżce dźwiękowej. Cudowny opis. Kompletnie nie wiem na czym polega takie pisanie, ale jest to genialne! Bardzo wzruszający moment w powieści.

Podobny w odczuciu opis, wybuch bomby pułapki w kawiarni w Irlandii północnej , poprzedzony "dniem powszednim" bohaterów, którzy w wybuchu giną – czytałem w powieści "Ulica marzycieli" Roberta McLiama Wilsona.

Pięknie smutna da bohaterów jest utrata "Matty Hari" wyprawy, dzielnej baloniarki Els Bakker, i ich przekonania, ze zginęła na Afrykańskim bezdrożu...

Mam do Autora żal o usmiercenie brzemiennych żon Smitha i reportera. Niemniej jest to bardzo smutny i wzruszający fragment powieści. Sprawia, że staje się ona bardziej realna, odbajkowia na końcu całą historię, mówiąc - los ludzki jest jaki jest, każdej radości towarzyszy smutek... Trochę jest jak w zakończeniu Akademii Pana Kleksa - uwierzyłeś Adasiu w historię Szpaka Mateusza, bo kończy się źle -€“ a przez to wydaje się bardziej prawdziwa....

W każdym razie głęboko wzruszyłem się czytając ten fragment. Może dlatego też, ze mam małe dzieci i szczególnie żal mi było tych małych istot, które zginęły wraz z mamusiami, zanim sie urodziły....

Ciekawym motywem jest , gdy szef Scotland Yardu przegląda teczkę księdza Dobrodziejskiego. Wydaje mi się, że ten obraz mógłby otwierać bardziej sensacyjny wątek samego księdza i w powiązaniu z zakazem działalnosci duszpasterskiej na terenie Galicji, wydanym przez władze koscielne można by stworzyć drugie dno całej intrygi. Taka furtka do napisania rozszerzonej wersji powieści. Trochę szkoda, że ten wątek nie został poprowadzony dalej.

Powstaje również pytanie o wtręt ze współczesności, kiedy daleki potomek Glenarvana leci samolotem nad Oceanem Atlantyckim. Zarysowano pewien obraz, być może planowano poprowadzić powieść na dwóch płaszczyznach czasowych, ale fragment ten jest niejasny, moze nie powinien pozostać w wersji ostatecznej ?

W mojej skromnej ocenie minusem powieści jest porwanie Lorda przez Prusaków prz brak motywu ze strony Prus. Fakt, ze Glenarvan był zwolennikiem Paktu Morskiego to jedno ale czy jego porwanie [b]po[/b] międzynarodowej ratyfikacji miałoby jakiś sens? Poza tym, że porywaczami są Prusy wie 1) Autor, 2) czytelnik od Autora, bo Autor tak twierdzi, ale z akcji czytelnik się tego nie dowiaduje, 3) niby wiedzą bohaterowie... Ale z powieści nie wynika skąd bohaterowie mieliby powziąc takie podejrzenie poza proporczykiem z południowej, niemieckiej Afryki. Wydaje się jednak, że ta poszlaka jest za słabo uwiarygodniona, żeby dwa okręty ruszały przez pół globu angażując w to cały anglosaski świat bez podjęcia śledztwa, zakrojenia intrygi szpiegowskiej, zdobycia wiarygodnych dowodów itp.
Chusteczki "antyporwaniowe" - fajnie, ale d l a c z e g o ? Brakuje tu, poobnie jak w ustaleniu sprawców porwania, motywu. Musi być realne zagrożenie życia Lorda, jego pozycji, obecnośc silnego polityczngo lobby zdolnego do terroryzmu skierowanego przeciw Glenarvanowi, żeby przypuszczać realnie możliwośc jego porwania. Pojawia się pytanie - skor porwanie, to w jakim celu? Porwanie dla samego porwania jest bez sensu.
Oswobodzony Glenaarvan nic nie mówi - czy go szantażowano, żądano wpłynięcia na Rząd Brytyjski - nic. Po prostu zsyłka do Australii i nic ponad to.
To oczywiście wymuszałoby rozbudowanie powieści, pewnie świadomie skrócił Autor pewne wątki, ale bardzo mi brakuje tego fabularnego wyjaśnienia i uzasadnienia.

Kolejną sprawą, która mnie zdziwiła, jest fakt jakże długich przygotowań do akcji poszukiwawczej. To prawda, ze w XIX wieku sprawy nie wyglądały jak we współczesnych filmach z czarnoskórymi amerykańskimi policjantami typu Denzel Washington, którzy w trzy godziny dorwą porywaczy i zapobiegną zamachowi. Niemniej, pólroczna zwłoka w pościgu poświęcona remontom statków i przygotowaniom wydaje się przerażająca stratą czasu. Ale cóż, nie umiem tego ocenić z perspektywy dzisiejszych czasów. W każdym razie Fileas Fogg podejmuje zdecydowanie szybsze kroki w celu wygrania swojego zakładu.

Pomysł zabrania lokomotywy i sprzetu do kładzenia torów na pokład okrętu jest zupełnie z kosmosu, chyba ze od poczatku istniał zamiar dotarcia do Australii i rozbudowania linii kolejowej na ranczu przyjaciół. Może taki był plan, niezależnie od faktu, czy uda się, czy nie, odbicie Glenarvanów.

Możliwe, ze inspektorzy Scotland Yardu, obecni na pokładzie Duncana, dzięki swojej siatce informatorów znali kilka możliwych lokalizacji uwięzionych, w tym australijską, i dlatego wiedzieli, że, być może, dopiero tam ich odnajdą. A odkrywanie przed czytelnikiem niejako "wynikające z sytuacji" nowych możliwych miejsc zsyłki jest tylko iluzją, bo Yard wiedział wcześniej, dokąd ich droga poprowadzić może.

Słabo jest zarysowana rola inspektorów, którzy zamiast oddać się analizie faktów i szpiegowaniu, "fajerwerkują" całe dnie na rufie, a do feralnej farmy idą wszyscy trzej - i oczywiście wyprawa traci swoich niezbędnych detektywów. Kompletnie nieodpowiedzialna decyzja ze strony bądź co bądź fachowców. Nie powinni wszyscy trzej chcieć zbadać farmę. No i pytanie - skoro trzej byli bardzo potrzebni na wyprawie, to gdzie jest konsekwencja ich śmierci w perypetiach poszukiwaczy Lorda?

Wszechobecna aura imprezowania , wystawne obiady i rauty - zrozumiałe po odbiciu Lorda, bogate opisy przemówień, koncertów i nabożeństw - świetnie wpisują się w ducha vernowskich powieści, choć mnie osobiście nieco irytowały, zwłaszcza zanim Lord został uratowany.

Powieść obfituje w humor, sytuacyjny jak i "stylistyczny".
Genialnym pomysłem było omyłkowe stwierdzenie porwania prof. Aronaxa, wskutek gapiowatości Paganela angażujące Koronę Brytyjską. Przypadkowe zdemaskowanie tego nieporozumienia przez Conseila jest przezabawnym, a jednocześnie bardzo sensacyjnym rozwinięciem charakterystyki Paganela jak i świetnym spuentowaniem perypetii bohaterów związanych z uwolnieniem Lordostwa. Ubawiłem się świetnie w tym momencie, choć nieco zabrakło mi wybrzmienia tego faktu wśród członków załogi Duncana.
Przykładem drugiego rodzaju humoru jest opisywanie jednej z bohaterek jako pół-Francuzka, pół-Libanka, konsekwentnie po każdym wymienieniu jej z imienia i nazwiska.

Każdy pisarz ma oczywiście swoją wizję postaci i ich losów. Powieść Andrew Benigera jest piękna, bogata i na pewno warta przeczytania przez jak najszersza grono czytelników, a na pewno każdy fan Verne'a nie moze jej sobie odpuścić.

Podoba mi sie tez odmiennosć stylu pisarskiego Andrew Benigera. Pisze on dość swobodnie, często wychodzi z roli narratora spoza akcji, stając się komentatorem własnego pisania (wyjaśnienia skrótów w nawiasach, wtrącane anglicyzmy typu "nie wszystko było correct", tłumaczenie się z przeskakiwania między wątkami, tłumaczenie się z utajania faktów, które jako autor zna, ale na razie uda że nie zna itp.). Nie spotyka sie w literaturze tak swobodnego pisania, niemniej ma ono swój urok.

Dużo jest w tekście zwrotów slangowo-branżowych, z których obecności zdaje sobie czytelnik sprawę biorąc pod uwage życie Autora na statkach. Widać zresztą jego doświadczenie marynistyczne w całej powieści.

Chylę czoła przed panem Andrew, serdecznie dziękuję za wciągającą książkę. Cieszę się, ze ją napisał. Dała mi dużo radości i satysfakcji jako czytelnikowi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kacper Gładych dnia Nie 21:34, 20 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Oficjalne Forum Polskiego Towarzystwa Juliusza Verne`a Strona Główna -> Utwory Juliusza Verne`a Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin